Nad
ranem rozstałam się z Thomasem, a potem ubrałam się i zeszłam na wspólne
śniadanie z Adamem i Magdą. Weston uśmiechnął się szeroko, kiedy tylko mnie
zobaczył i od razu podsunął mi kubek z kawą.
—
Ciężka noc? — Zapytał troskliwie pożerając swoją jajecznicę. Adam w porównaniu
do Thomasa nie był zwolennikiem typowego, brytyjskiego śniadania. Można? Można.
— Nie wyglądasz zbyt dobrze.
—
Nie mogłam w nocy spać — powiedziałam zgodnie z prawdą. Przez całą noc, nawet
obecność Thomasa zbytnio nie pomagała. Po prostu leżałam wtulona w chłopaka i
starałam się nie myśleć, co przyniesie dzisiejszy dzień. — Ale przejdzie mi.
Prześpię się w samolocie.
—
Naprawdę bardzo mi przykro, że nie będę w stanie cię odwieźć na lotnisko —
oznajmiła Magda z żalem w głosie. Moja starsza siostra usiadła naprzeciwko mnie
i od razu złapała mnie za rękę. — Próbowałam wziąć sobie dzień wolnego, ale
potrzebują mnie w pracy ze względu na jakiś ważny projekt.
—
Nie ma sprawy, Maggie — uśmiechnęłam się do niej. Chyba wolałabym, by to ona
odprowadzała mnie na lotnisku. Przy niej nie rozpłakałabym się jak małe
dziecko. — Thomas przyjedzie po mnie, około 11, więc wszystko jest załatwione.
Dam sobie radę.
—
Nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym byś jeszcze trochę została —
powiedziała, biorąc do ręki swój kubek z kawą. — Ale przynajmniej w tym roku
przyjadę na święta do domu to zobaczymy się już za niedługo.
—
Tak, za niedługo — westchnęłam bezgłośnie, a potem spojrzałam na moją siostrę.
Nie chciałam, by teraz martwiła się jeszcze mną. — Przyjedziecie oboje?
—
W sumie nie zastanawiałam się nad tym — Magda odwróciła się w bok do Adama,
który tylko się przysłuchiwał naszej rozmowie. — Adam? Myślisz, że mógłbyś w
tym roku spędzić święta z moją rodziną?
—
Zrobię to z największą przyjemnością — odpowiedział, a moja siostra pocałowała
go w policzek rozweselona. Chciałam być tak odważna jak ona i porzucić
wszystko, co miałam, przeprowadzić się i zamieszkać w Anglii. Cóż… Nie byłam i
nie potrafiłam powiedzieć, czy kiedykolwiek będę. — Nie odmówię sobie tej
przyjemności, by osobiście poznać waszą mamę i brata.
—
Och, tylko nie wierz we wszystko, co powiedzą, ok? — poprosiła Magda, a ja
zaśmiałam się wesoło, bo brzmiało to tak jakby obawiała się zdradzenia jej
dziwnych historii za czasów dzieciństwa. — Czasami potrafią trochę
wyolbrzymiać.
—
Po prostu powiedz, że boisz się tego, że powiedzą coś, do czego nie chcesz już wracać
— powiedział rozbawiony Adam. — Chociaż znam cię już jakiś czas, Maggie. Nie
powinno mnie już nic zaskoczyć.
—
Myślę, że mógłbyś się zdziwić — wyjawiłam, za co natychmiast oberwałam od mojej
siostry. Magda sięgnęła po pokrojoną marchewkę i rzuciła nią w moją stronę.
Weston zaśmiał się głośno, a po chwili cały salon rozbrzmiewał w naszych
głosach. Magda przez całe wakacje starała się o to byśmy jedli wspólnie
śniadania. Szczerze powiem, że jej się to udało i jeśli miałam podać ulubioną
porę dnia (oczywiście zaraz po tych, które spędzałam z Thomasem) to od razu
podałabym, że były to poranki.
Adam
był kompletnym przeciwieństwem mojej siostry, ale w jakiś sposób udało mu się
przebić przez wielki, gruby mur Magdaleny i wydobyć z niej to, co najlepsze.
—
O nie! — Zawołała niespodziewanie Maggie, a potem odrzuciła niedojedzonego
tosta na talerz. Szybko podniosła się i niemal nie przewróciła krzesła, kiedy
to robiła. — Spóźnię się zaraz do pracy. Martinez mnie tym razem zabije.
—
Chyba nie będzie tak źle, co? — Spojrzałam na nią, również się podnosząc. To
właśnie teraz nadszedł ten moment, w którym należało się pożegnać.
—
Co? Nie, raczej nie — machnęła lekceważąco ręką, a potem pocałowała Adama na
pożegnanie. — Gabby, odprowadzisz mnie do drzwi?
—
Jasne — uśmiechnęłam się i ruszyłam za moją starszą siostrą. Magda zatrzymała
się niespodziewanie, a ja praktycznie na nią wpadłam, jednak nie miała mi za
złe. Przytuliła mnie mocno do siebie i pocałowała w czoło.
—
Uważaj na siebie, dobrze? — Poprosiła. Skinęłam głową, bo przecież i tak znałam
ten tekst niemal na pamięć. Wszyscy mi go powtarzali. — Daj znać jak wylądujesz
i… Och wolałabym się z tobą nie żegnać.
—
Daj spokój, Maggie. Przecież widzimy się na święta.
—
Tak, prawda — moja siostra przytuliła mnie jeszcze raz, a ja odwzajemniłam jej
mocny uścisk. — Nakop im wszystkim od października, ok?
—
Z największą chęcią — powiedziałam z szerokim uśmiechem. Magda pocałowała mnie
w policzek, a potem zostawiła mnie samą w korytarzu. Westchnęłam ciężko i
podreptałam z powrotem do kuchni, gdzie Adam sprzątał po naszym wspólnym
śniadaniu. Biorąc pod uwagę, że tylko jedną rękę miał sprawną to raczej słabo
mu to wychodziło.
—
Zostaw to, Adam — poprosiłam, podchodząc do mężczyzny. Praktycznie wyrwałam mu
z ręki brudny talerz. Musiałam czymś zająć swoje myśli, a sprzątanie idealnie
się do tego nadawało. — Ja posprzątam… Mam jeszcze trochę czasu do wyjścia,
więc przydam się na coś.
—
Nie wolisz wylegiwać się na łóżku?
—
Będę to robić jak wrócę do domu — puściłam mu oczko, a potem puściłam ciepłą
wodę z kranu i zabrałam się za swoje zadanie.
***
Kilka
minut przed godziną jedenastą, przybył Thomas. Nic nie mówił, jedynie
uśmiechnął się na mój widok w ten swój, charakterystyczny sposób. Sama też
milczałam, a moje pożegnanie z Adamem było krótkie i szybkie. Weston
stwierdził, że nie chce się rozkleić przy naszej dwójce, więc tylko mnie
przytulił, pocałował w policzek i powiedział, że jestem zajebistą osobą i mam
się nie zmieniać. Potem poszedł, a ja zostałam sama z Thomasem.
—
Gotowa? — Zapytał, biorąc do ręki jedną z moich toreb. Kiedy przyjeżdżałam do
Anglii miałam tylko jeden główny bagaż, małą torebkę i pokrowiec z laptopem.
Przez ostatnie tygodnie moja garderoba się powiększyła przynajmniej o połowę.
—
Ani trochę, ale nie mam innego wyboru — powiedziałam, a potem ruszyłam za
Thomasem do jego samochodu. Zanim wsiadłam do środku, oparłam się o maskę i
spojrzałam na budynek, który był moim domem przez całe, tegoroczne wakacje. W
jednej chwili wróciły wszystkie chwile związane z tym miejscem –wszystkie
wydarzenia, które się tutaj wydarzyły. Moja przyjaźń z Adamem, czas spędzony z
Anastazją i niezliczona ilość razy, kiedy Thomas skradał się do mnie w nocy
przez okno. Tak, to były niezapomniane chwile.
Przez
całą drogę na lotnisko nic nie mówiliśmy. Z odtwarzacza leciała nasza ulubiona
składanka muzyczna, a Thomas jedną ręką ściskał mnie za dłoń, starając się
dodać mi otuchy. Albo sobie…. Może nam obydwojgu. Ja za to spoglądałam przez
okno na szare i wyjątkowo ciche Nottingham, które powoli znikało pod wielkimi
ulewami deszczu. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy może z powodu pogody nie
odwołają mojego lotu, jednak nie miałam, na co liczyć. Już tyle razy byłam
świadkiem tego, że w Anglii w jednej chwili padał deszcz, a w drugiej już
wychodziło słońce i robiło się cholernie ciepło.
Na
lotnisko zajechaliśmy równo o 12 i tak jak myślałam wcześniej – przestało padać
i może nie było, aż tak gorąco, jednak słońce delikatnie przygrzewało.
Ściągnęłam swoją skórzaną kurtkę, w której powoli robiło mi się za gorąco, a
potem przewiesiłam ją przez ramię. Zanim weszliśmy do budynku, Thomas złapał
mnie za rękę bez słowa. Nic nie mówił – nie robiłam również tego ja. Po prostu
był tutaj razem ze mną. Obok mnie. Czułam jego i jego miłość. Nie mogłam tylko
znieść tego, że w takich warunkach.
Nadałam
swój bagaż, a torebkę i pokrowiec z laptopem ciągnęłam za sobą, aż do
poczekalni, gdzie usiedliśmy z Thomasem na opustoszałej ławce. Nie dziwiłam się
tak małą frekwencją – sezon się praktycznie już skończył, więc i co raz mniej
turystów wybierało się na wakacje lub z nich wracało. Tak jak ja.
—
Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat? — Zapytał Thomas, obejmując mnie
ramieniem. Z moimi torbami i tym, że praktycznie pół leżałam na siedzeniach, a
nie siedziałam to zajmowaliśmy, aż trzy krzesła. Nikt nie miał żadnych
obiekcji, a widziałam jak starsza pani siedząca, naprzeciwko, co chwilę zerkała
na nas z uroczym uśmiechem.
—
Skąd takie pytanie?
—
Tak jakoś — wzruszył ramionami. — To jak?
—
Dziesięć lat, tak? — Blondyn skinął głową. Nie lubiłam wybiegać zbytnio w
przyszłość, ale liczyłam, że za dziesięć lat, czyli wtedy, kiedy będę mieć już
trzydziestkę na karku to moje życie będzie odpowiednio poukładane. — Myślę, że
w wieku trzydziestu lat będę pracować w jakimś laboratorium, albo jak mi nie
wyjdzie to założę własną firmę, która będzie się zajmować promowaniem innych
firm. Chciałabym być już wtedy po ślubie i mieć już przynajmniej jedno dziecko
lub żeby było ono w drodze. Nie wyobrażam sobie, bym mogła mieć tylko jedno
dziecko, więc równie dobrze to z drugim dzieckiem mogłabym być w ciąży.
Lub
trzecim. Czy nie coś takiego śniło mi się jeszcze jakiś czas temu? Chyba po raz
pierwszy do tej pory, tak mocno pragnęłam, by to wszystko miało miejsce w moim
życiu. Ale tylko z Thomasem.
—
Fakt, rodzeństwo jest wkurzające, ale jest o wiele lepiej niż jak się jest
jedynakiem — stwierdził, opierając brodę na mojej głowie. — Nie zapytasz jak ja
siebie widzę za dziesięć lat?
—
Nie uważasz, że to dla ciebie szmat czasu? Będziesz prawie przed czterdziestką!
— Zażartowałam, a w zamian dostałam jedną, krótką serię łaskotek, która
spowodowała, że zaczęłam się śmiać. Sangster też długo nie mógł wytrzymać, bo
po chwili dołączył i do mnie.
—
Tak to jest jak związujesz się z młodszą dziewczyną — westchnął teatralnie. —
Chcesz być miły, a ona na każdym kroku wytknie ci, że jesteś stary.
—
Bo jesteś! — Powiedziałam rozbawiona, ale po chwili spoważniałam. Jednak z
mojej twarzy nie znikał wesoły uśmiech. — No dobrze… Już przestaję. To gdzie
widzisz się za dziesięć lat?
—
U twojego boku, Gabby. Gdzie indziej mógłbym? — Oznajmił, a ja poczułam jak
serce zaczęło mi szybciej bić. Miły dreszcz przeszedł po całym moim ciele, a ja
nie mogłam się doczekać tego jak rozwinie swoją wypowiedź. — Zamieszkamy w
ładnym, jednopiętrowym domku z dużym ogrodem, gdzie co weekend będziemy robić
grilla. Ty będziesz zajmować się kwiatami, a w między czasie nasze dzieci będą
bawić się na swoim małym placu zabaw, który sam zbuduję. Z tyłu domu będzie
jeszcze basen byś w końcu mogła się nauczyć pływać i żebym mógł podziwiać twoje
seksowne ciało w jeszcze seksowniejszym bikini. A ja nadal będę grać, chociaż
będę wybierać te role, w których nie będę musiał zostawiać cię na zbyt długo.
—
To całkiem przyjemna wizja — powiedziałam, prostując się. Spojrzałam mu w oczy,
a potem przejechałam palcami po jego policzku. — Chciałabym, by mogła się
spełnić.
—
Spełni się — zapewnił mnie z uśmiechem. — Jeszcze zobaczysz.
Oparłam
się czołem o jego czoło i relaksowałam w jego ramionach, starając się
zapamiętać każdy fragment jego ciała, chociaż znałam je już na pamięć. Tak samo
jak jego dotyk i zapach, dlatego wiedziałam, że za tym będę najbardziej
tęsknić. Za tym, że w tym momencie miałam go na wyciągnięcie ręki, a wcześniej
wystarczył jeden telefon, a on zjawiał się pod drzwiami domu Magdy. Thomas
przytulił mnie do siebie mocno, a ja znów poczułam jak łzy napływają mi do
oczu. Myślałam, że poprzedniego wieczoru wypłakałam wszystkie możliwe, jednak
najwidoczniej się myliłam.
—
Spokojnie, Gabby — wyszeptał mi do ucha, tak jakby doskonale wiedział, co
dzieje się ze mną i z moim ciałem. — Wszystko będzie dobrze.
Nie
odpowiedziałam, tylko mocniej wtuliłam twarz w jego ramię. Chciałam, by ta
chwila trwała wiecznie. W głowie miałam obraz każdego wspólnie spędzonego dnia,
co powodowało tylko tyle, że jeszcze bardziej się rozklejałam. W tym momencie
mogłam tylko siebie pochwalić za to, że dzisiejszego ranka zrezygnowałam z
użycia tuszu do rzęs. Przynajmniej nic nie będzie wskazywać na to, że płakałam.
Za wyjątkiem czerwonych oczu, bo tego nie byłam już w stanie ukryć.
—
Pasażerowie lotu 0369 proszeni są o udanie się do bramek wejściowych na pokład.
Dziękujemy i życzymy udanego lotu — cienki, kobiecy głos wydobył się z
głośników, a potem równie szybko znikł. Przytuliłam się mocniej do Thomasa, bo lot,
który był zapowiadany to był mój lot. Myślałam, że dwie godziny spędzone w
poczekalni minął mi niezwykle długo, a tym czasem skończyły się zanim zdążyłam
się obejrzeć.
—
To mój lot, Tommy — powiedziałam, wycierając dłonią mokre policzki. Blondyn
skinął głową, wziął do ręki pokrowiec z moim laptopem, a potem pomógł mi wstać.
Nie
mam pojęcia, w jaki sposób dotarłam do bramek, jednak, kiedy już to się stało
to przeraziłam się jeszcze bardziej na widok tego jak mała była kolejka do
wejścia. Moje serce niemal się zatrzymało, ręce trzęsły, a ja sama zapomniałam
jak się oddycha. Do odlotu mojego samolotu zostało jakieś dwadzieścia minut i
już powinnam stać w tej przeklętej kolejce, jednak nie byłam w stanie się
ruszyć z miejsca. Stałam i wpatrywałam się w to przeklęte wejście do momentu,
aż podszedł do mnie Sangster.
—
Hej, Gabby — dotknął mojego policzka, a potem uśmiechnął się smutno. — Kocham
cię, wiesz? Za niedługo się zobaczymy, obiecuję.
—
Wierzę ci — powiedziałam i zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć to Thomas
pochylił się nade mną i pocałował. Trwało to tylko krótką chwilę, zdecydowanie
za krótko. — Też cię kocham.
—
Napisz do mnie jak wylądujesz, dobrze? Chcę wiedzieć, czy nic ci się nie stało.
—
To tylko lot samolotem, Tommy — uśmiechnęłam się, odbierając od niego swój
laptop. — Nic mi nie będzie. Przynajmniej fizycznie, bo psychicznie już umieram
z tęsknoty.
—
Wiem, ja też — oznajmił, a potem ostatni raz mnie przytulił do siebie. Zapewne
trwalibyśmy tam, tak bez przerwy, bo żadne z nas nie chciało się ruszyć, jednak
kobiecy głos ponownie wydobył się z głośników. Tym razem przypominał, że do
startu mojego samolotu zostało tylko piętnaście minut. — Musisz już iść, Gabby.
Skinęłam
głową. Thomas pocałował mnie w czoło, a potem niemal siłą wepchnął w stronę
kolejki. Zrobiłam kilka kroków, czując na sobie jego wzrok. Zalewałam się łzami
i powtarzałam sobie tylko to, by się nie odwrócić. Gdybym teraz to zrobiła to
przecież wróciłabym do niego tu i teraz i zrezygnowała ze swojego powrotu do
domu. Przecież jak samodzielnie mogłam się godzić na tak okrutny los?
Zagryzłam
dolną wargę i zatrzymałam się przed samą bramką, przy której stała młoda, ładna
dziewczyna i widocznie się niecierpliwiła, bo nic nie wskazywało na to, bym
miała zamiar podać jej swój bilet. Potem odwróciłam się i zrobiłam ostatnią
rzecz, którą mogłabym teraz zrobić.
Rzuciłam
wszystkie swoje torby na ziemię i biegiem ruszyłam do Thomasa, który wyszedł mi
naprzeciw. Nie istniało nic po za tym, że jeszcze raz musiałam pocałować
Sangstera. Ten jeden, jedyny raz, bo nie wiedziałam, kiedy znów go zobaczę, a
nie mogłam zostać z niczym. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie, jednak,
kiedy wpadłam w ramiona Thomasa i pocałowałam go do utraty tchu czułam się tak,
jakby wybuchły fajerwerki. Byliśmy tylko my, nasza miłość i fakt, że
zostawaliśmy wystawieni na ciężką próbę.
Ja.
On.
Nic
więcej się nie liczyło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz